Jakoś tak się ostatnio złożyło, że wpadają mi w ręce same meteoryty żelazne. Dziś własnie dotarł do mnie kolejny, już czwarty „żelaźniak”. Tym razem jest on całkiem słusznych rozmiarów, bo waży aż 5345 gram.
Przy tej wadze już czuć, że się coś podnosi jedną ręką. Meteoryt przyleciał do mnie z … , nie, nie z kosmosu tylko z Maroka, ale tak naprawdę został znaleziony w okolicach miasta Tourine w Mauretanii. Tak przynajmniej dowiedziałem się od mojego zaufanego pośrednika. Jest jednak całkiem prawdopodobne, że okaz został kupiony od kogoś w Tourine, natomiast znaleziony był znacznie dalej. Tak to już jednak bywa, że nie ma możliwości weryfikacji takich informacji na 100% gdyż zbyt wielu jest pośredników po drodze. Początkowe ogniwa łańcucha, to prości ludzie dla których znaleziony okaz to po prostu pieniądze na przeżycie ich rodzin na długie miesiące, a nie jakiś eksponat muzealny czy materiał badawczy. Było by fajnie wiedzieć kto i gdzie dokładnie znalazł każdy okaz, mieć zdjęcie meteorytu przed jego podniesieniem, tak jak to się robi na pustynnych wyprawach np. do Omanu, ale nie da się tego wymagać od przypadkowych znalazców. Z drugiej strony to gdzie meteoryt spada jest przecież zupełnie przypadkowe, tak więc w gruncie rzeczy nie ma kompletnie żadnego znaczenia, chyba że statystyczne.
Ale wróćmy do meteorytu bo nie mogę od niego oczu oderwać. Meteoryt dotarł do mnie kurierem TNT owinięty w stary ręcznik 🙂 i trochę kartonu. Całość zaś była zaklajstrowana taśmą klejącą i latająca luzem w plastikowym worku kuriera. Ot typowa przesyłka z Maroka. Na szczęście ów ręcznik okazał się pancernym ręcznikiem i okaz nie odniósł najmniejszej nawet ryski czy stłuczenia. I całe szczęście, ponieważ meteoryt jest po prostu powalający swą urodą.
Pierwsze co rzuca się w oczy to jego gładka, czysta górna powierzchnia z dużymi, płytkimi regmagliptami. 2/3 okazu jest pięknie zachowane bez najmniejszego śladu rdzy choć już też bez skorupy obtopieniowej. Jest to zasługa pustyni która pięknie przygotowywała powierzchnię tego okazu przez setki lat, a może i dłużej. Jednak to nie regmaglipty przykuwają od razu uwagę, a małe wgłębienia rozsiane po całym okazie. Nie są to efekty przelotu lecz niszczycielskie działanie pustyni która omiatając powierzchnię piachem drąży w nim takie wzory. Na szczęście okaz nie leżał na tyle długo żeby go pustynia i korozja zjadła do reszty. Co najwyżej dopiero zaczęła go nadgryzać jednym zębem. Oczywiście byłbym bardziej szczęśliwy jakby mi ktoś przysłał taki okaz ze świeżą skorupą i zastygłymi strużkami na powierzchni. To już byłby nieprzyzwoicie piękny okaz. Ale nie marudźmy.
Przy okazji trzeba sobie też uświadomić, że nie każdy meteoryt będzie tak samo korodował. Pustynia się zmienia, podłoże raz jest kamieniste innym razem piaszczyste. Akurat ten konkretny meteoryt spadł na taki rejon pustyni, że w tym miejscu mogły powstać takie, a nie inne efekty wietrzenia. Proszę spojrzeć na te kamienie które niedawno widziałem u jednego handlarza minerałami na Facebooku. Sfotografował karton pełen ślicznie wyrzeźbionych przez piasek pustynnych kamieni. Tak, można by je pomylić nawet z meteorytami. Tak więc to nie kwestia materiału tylko warunków w których się on znajduje. Ale tak czy siak, chętnie bym sobie kupił takie dwa lub trzy.
Z jednej strony meteoryt ma dość płaską powierzchnię, ładnie wypolerowaną i czystą. Wierzcie mi na słowo (lub spójrzcie na zdjecia), ale widać tam wewnętrzną strukturę krystaliczną żelaza czyli to, jakby ten meteoryt wyglądał gdyby go przeciąć, wyszlifować i wytrawić w kwasie. Beleczki około 2mm szerokości krzyżujące się pod tym samym kątem, to bez wątpienia świadczy o tym że jest to oktaedryt średnio ziarnisty, a więc dość pospolity meteoryt żelazny. Tym bardziej nie ma sensu cięcie go na płytki. W środku nic odkrywczego, z punktu widzenia nauki nie znajdziemy. Jedynie można by z niego naprodukować ze 30-40 płytek. Na pewno byłyby bardzo ładne, ale co z tego skoro sam meteoryt uległby zniszczeniu. Naprawdę szkoda. Ja go nie ruszę.
Teraz zajmijmy się brzydszą stroną. Niby taka brzydka, a jednak też ładna. To, że od dołu okaz jest pokryty cienką warstwą rdzy i wapienia (tzw. caliche ) nie znaczy, że jest paskudny. Ma to też swój urok gdyż jest to po prostu naturalna powierzchnia jaką Matka Natura sama stworzyła. Można by oczywiście okaz, czego nie wykluczam, ale na razie zostawię to tak jak jest. Okaz został umyty więc cały luźny pył i brud zniknął. To co zostało przyklejone jest dość niewielkie i nie zakrywa faktycznej powierzchni meteorytu. Widać tu zupełnie odmienną fakturę metalu. Jest ciemniejszy, choć nie jest to skorupa obtopieniowa. Są też dziurki ale nie tak liczne i regularne jak na górnej stronie. Tu okaz był chroniony przed wiatrem ale znów wystawiony na działanie wilgoci. Wody ten okaz na szczęście nigdy nie widział, no może poza dzisiejszą sesją w umywalce. Na pustyni znajdował się w jakimś bardzo suchym rejonie. Jest w bardzo niewielkim stopniu pordzewiały. Wszelkie osady to głownie wapień. Dlatego tak dobrze meteoryt jest zachowany.
Z boku fajnie to wygląda jak pordzewiała wapienna powierzchnia przechodzi w szarą, czystą i wypolerowaną powierzchnię meteorytu. Nie da się wykluczyć, że gdyby delikatnie usunąć wapień, to gdzies tam mogła zachować sie jeszcze skorupa obtopieniowa. Jednak bedzie jej bardzo mało.
Muszę nadmienić, że ten okaz pochodzi z większego pola rozrzutu. Po rozmowach ze znajomymi wyszło, że od czasu do czasu pojawiają się ostatnio okazy z takimi dosc w sumie charakterystycznymi wgłębieniami na powierzchni. Wiec najprawdopodobniej ktoś namierzył miejsce i teraz dziabie po trochu okazy. Jeśli zdobędę zdjecia innych podobnych okazów zamieszczę dla porównania.
Skomentuj