NWA 10297 to nowy chondryt L3 pochodzący z Maroka. Kto i gdzie go znalazł, tego się nie sposób niestety dowiedzieć. Po drodze jest zbyt wielu pośredników którzy do takich informacji nie przywiązują wagi. Także sami znalazcy to najczęściej prości poszukiwacze lub wędrowni Berberzy, którzy może i pamiętają gdzie znaleźli dany okaz, ale na mapie go nie pokażą, nie mówiąc o koordynatach GPS. Chociaż z drugiej strony to gdzie meteoryt został znaleziony nie ma znaczenia. W końcu okaz i tak ląduje w przypadkowym miejscu. Jest to jedynie istotne dla kolekcjonera i porządku w kolekcji, że to jest stąd, znalezione wtedy i przez tego czy owego 🙂
Sam meteoryt został już mocno opiaskowany pustynnym pyłem i nie posiada skorupy obtopieniowej. Dzięki temu widać, że w środku zawiera całe mnóstwo ładnych chondr. Niestety nie był w całości. W skutek długiego leżenia na pustyni odłamały się od niego cztery fragmenty. Na szczęście na tyle dobrze przylegały do siebie, że mogłem całość posklejać. Było to bardzo ważne dla późniejszego procesu cięcia. Jeden z fragmentów jednak nie został doklejony tylko wysłałem go do klasyfikacji do Dr. Carl B. Agee na UNM – University of New Mexico w USA.
Z powodu zbyt małych tarcz nie byłem wcześniej w stanie dziabnąć tego 900 gramowego okazu. Na szczęście Chińczycy w końcu doszli do wniosku, że wypadałoby zrobić je trochę większe i udało się. Używając mojej najnowszej piły Silver Blade 7 uciąłem 14 pełnych przekrojów pozostawiając dwie piętki. Po wyszlifowaniu wszystkich przekrojów jest co oglądać. Tysiące chondr na każdej płytce robi wrażenie. Przeważają chondry małe, do 1mm, ale jest też kilka naprawdę dużych, ponad 2-3mm średnicy. Do tego wiele chondr jest kolorowych, szare, białe i czerwone. Wszystko co najlepsze w chondrycie typu 3.
Najciekawszym znaleziskiem okazała się jedna mała zielona inkluzja. Taki kolor w meteorytach zdarza się bardzo rzadko. Może ją mieć oliwin, klinopiroksen lub diopsyd. W tym przypadku chyba jest to ten ostatni minerał. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej w chondrycie nie widziałem tak dużego kryształu diopsydu. Tym bardziej w chondrycie L3! Widać biedaczek się zamotał po drodze i wlazł nie do tego kamienia co powinien 4,6 miliarda lat temu. W każdym razie znalezisko jest bardzo ciekawe i będzie musiało pójść na osobne badania.
Wrócę jeszcze do samego wyglądu meteorytu NWA 10297. Proszę zwrócić uwagę na wielkość i ilość chondr, czyli tych małych kuleczek. Większość ma mniej niż 1mm średnicy. Ta biała duża ma ledwie 3mm i jak na chondrę jest już duża. W zasadzie samego matrix, czyli materiału łączącego wszystko razem jest bardzo mało. Widać go gdzieniegdzie między chondrami. Rdzawy kolor chondrytu jest spowodowany jego wietrzeniem, czyli utlenianiem się żelaza. To po prostu rdza. Metalicznego żelaza już prawie nie ma, a przynajmniej go nie widać gołym okiem. Za to powstały tlenki żelaza które tu widać w formie czerwonawych miejsc między chondrami. Stopień zwietrzenia tego meteorytu to W2, gdzie W0 świeży spadek, a W6 to totalna ruina. Czyli nie jest z nim jeszcze tak źle, a mimo to drobiny żelaza już całkiem zniknęły. Magnes też już nie ciągnie tego meteorytu. Jest wyczuwalne naprawdę minimalne przyciąganie do silnego neodymu.
Osobiście mam słabość do wszelkich typów 3. Najbardziej lubię właśnie chondryty L3, LL3 i H3 oraz węgliste CO3, CV3 i CK3. Wszystkie one mają piękne chondry i często dziwaczne inkluzje, które cieszą oko i nie pozwalają się nudzić podczas oglądania.
Oby nam jakiś typ 3 spadł w Polsce w formie obfitego deszczu meteorytów. Najlepiej niech to będzie prawdziwe oberwanie chmury 🙂
Woreczko Jan napisał:
Zjawiskowa ta zielona inkluzja. Początkowo pomyślałem o ziarnie oliwinu, ale diopsyd też pasuje.