Przelatujący jasny bolid został zarejestrowany przez kamery w Niemczech, Austrii i Czechach 6-go marca 2016 o 21:36:51 UTC. Naukowcy z Czech z Pawłem Spurnym na czele otrzymali momentalnie dokładne zdjęcia z tego spadku dzięki bardzo nowoczesnym kamerom zamontowanym dosłownie pół roku wcześniej własnie do monitorowania nocnego nieba na wypadek spadku meteorytu. Dzięki temu już kilkanaście godzin później byli w stanie bardzo dokładnie określić czy meteoryt doleciał do Ziemi i gdzie spadł.
Bardzo interesujący film wyjaśnia wiele aspektów tego spadku, niestety jest po czesku. Dla mnie to nie problem, więc przytoczę kilka najważniejszych faktów.
Obiekt wielkości 50cm i ważący 200-300kg leciał z prędkością 15km/s w kierunku Ziemi. Gdy wszedł w atmosferę, rozbłysk trwał tylko 5 sekund ale był aż 1000 razy jaśniejszy niż księżyc podczas pełni. Przelot zarejestrowało sześć kamer z czeskiej sieci bolidowej. Najbliższa była oddalona od bolidu około 150km, a najdalsza 300km. Niemniej jednak dzięki tym zdjęciom naukowcy byli w stanie bardzo dokładnie obliczyć trajektorię intruza i miejsce jego spadku z dokładnością do 15 metrów! Okazało się, że zarejestrowano bardzo niezwykły okaz gdyż wszedł bardzo głęboko w ziemską atmosferę. Jak pokazały zdjęcia, meteor zaczął się topić (świecić) na wysokości 85km nad powierzchnią, ale przestał dopiero na wysokości 17,6km. To bardzo ciekawe i niezwykłe gdyż typowe meteory gasną dużo wyżej w atmosferze. Trajektoria spadku też jest bardzo stroma, dzięki czemu meteoryty spadły na relatywnie małym terenie. Dzięki czemu powinno tam być bardzo dużo małych okazów. Jak widać da się znaleźć. Wiec teraz o meteorytach.
Pierwszy okaz o wadze 6.28 grama został znaleziony już 12go marca przez Michaela Krippnera z Niemiecko-Austriackiego zespołu poszukiwawczego kierowanego przez Dietera Heinleina. W okolicy znaleziono jeszcze kilka fragmentów o łącznej wadze 45gram. Natomiast dzisiaj, 26 marca, mój znajomy Moritz Karl znalazł (w sumie razem ze swoim psiakiem) kolejny okaz z tego spadku. Piękny całkowity okaz 42.6 grama więc największy kompletny meteoryt z tego spadku! Pięknie.
W międzyczasie dostałem zdjęcia tego jakże pięknego okazu.
• Wyprawa
Okaz Moritza niesłychanie mnie zmobilizował i postanowiłem, że pojadę. Zdecydowałem się w jeden dzień i w poniedziałek rano wyruszyłem w 750km podróż. Śmieszna sprawa, bo okazało się, że nie mam mapy Austrii w telefonie i nawigacja kierowała mnie przez Pragę, tak jak zwykle jeżdżę do Monachium. Tyle, że przez Pragę jest na około i ponad 100km dalej. No cóż…
Na miejscu nie było niespodzianek. Pola uprawne po horyzont od lewej do prawej. Niestety nie wszędzie można było chodzić ponieważ część była dawno zasiana i wyrastało jakieś zborze wysokie już na ponad 10cm. Inne były niedawno bronowane więc meteoryty zostały tam po prostu „pozamiatane”. Mimo to wciąż było dużo terenu do przeszukiwania. Wystarczająco dużo jak na typowy spadek z obliczoną dokładnie elipsą lub jak kto woli polem rozrzutu.
Pogoda była wietrzna i chłodna ale na poszukiwania idealna bo się nie można przegrzać ani spocić. Dzięki temu zrozumiałem dotkliwie co oznacza mapa zamieszczona 5 zdjęć wyżej. Widzicie te zbiegające się kreski w lewym dolnym rogu mapy ? To jest miejsce gdzie zgasł bolid 17km nad ziemią. I co się potem działo ? Spadał sobie swobodnie jak kamień w wodę ? Wcale nie. Wtedy zaczyna się właśnie wielka niewiadoma dla naukowców bo meteory zwalniają, gasną, stają się niewidoczne, a zaczyna na nie działać wiatr. W zależności od jego siły i kierunku na różnych wysokościach meteory spadną w zupełnie innych miejscach. Będąc na elipsie wiatr właśnie wiał z zachodu i to bardzo silny. Toteż nie jest dziwne, że meteory tak „zwiało” na wschód, a do tego z elipsy rozrzutu zrobiła się jakaś jajowata elipsa. To właśnie przez silny wiatr. 6 marca musiał wiać równie silno i z tego samego kierunku.
Najpierw odwiedziłem miejsce znalezienia pierwszego okazu, tego ułamanego 45gram. To było łatwe, gdyż to miejsce było tak zadeptane, że nie miałem z tym problemu. Raczej nikt normalny nie zadeptuje zwykłego zaoranego pola bez powodu, więc to byli meteoryciarze szukający przeoczonych fragmentów. Do tego całe pole było przechodzone przez niejednego poszukiwacza w nadziei znalezienia kolejnych okazów. Niestety było to raczej mało prawdopodobne żeby spadły blisko siebie.
Następnie wziąłem się za szukanie. Łaziłem tam i z powrotem, w lewo i w prawo, tu i tam. Gdy się zmęczyłem po prostu odwracałem się i szedłem w drugą stronę. Tak pokonywałem po 20km dziennie we wtorek i w środę. Trzymałem się mniej więcej w granicach elipsy i między znalezionymi okazami. Do znalezienia potrzeba było tylko szczęścia, gdyż wszystkie inne warunki były już spełnione.
Aby móc znaleźć meteoryt potrzeba tylko trzech rzeczy:
a) musisz pojechać gdzieś z zamiarem znalezienia meteorytu. Nie na grzyby, nie do znajomych, tylko w celu znalezienia meteorytów!
b) musisz wiedzieć jak wyglądają meteoryty i jak ich szukać. Jeśli Twoja wiedza opiera się na telewizji albo zdjęciach z internetu to sobie daruj.
c) musisz być w miejscu gdzie wiadomo, że spadły meteoryty, a nie w przypadkowym miejscu. Inaczej życia Ci braknie żeby znaleźć chociaż jeden.
Niestety w między czasie odnaleziono dwa kolejne okazy na wschodnim krańcu elipsy o wadze zaledwie 20g i 9g czyli małe, wręcz mizerne. To pokazało, że mimo poszukiwań wielu ludzi przez wiele dni całkowita wielkość okazów jest znikoma. Gdybym już nie był na miejscu to bym nawet nosa nie wystawił dla chondrytów o takiej wadze. Ale uznałem to za dobry trening i wycieczkę. Przynajmniej coś się dzieje i czegoś konkretnego szukam.
Część pól była zarośnięta jakimś badziewiem z zeszłego roku. Nie wiem co to było jednak zasłaniało trochę teren i utrudniało poruszanie się. Łąki i trawniki pokrywała już 10cm trawa. Gdyby meteoryty miały 100g i więcej to nie byłby problem ale 20gram tonie w tym bez śladu, jak mucha w koperkowej.
Nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem zdjęcia jednemu z wielu czarnych kamyków które wystawały z gliny. Tak własnie powinien leżeć mój meteoryt który znajdę (niewątpliwie). Częściowo wbity w mokrą glinę i wymyty przez deszcz. Aż chce się go podnieść. Niestety nie jest tak łatwo. Trzeba się nachodzić bez gwarancji na cokolwiek, chyba że na odciski.
Niestety po dwóch dniach poszukiwań się mi odechciało 🙂 Postanowiłem, że nie będę wiecej tu marnować czasu i odwiedzę muzeum mineralogiczne w Wiedniu. W sumie miałem po drodze. Nałaziłem się i tak jak głupi ponad dwa dni robiąc około 45km piechotą co jest dobrym wynikiem.
Na mapce pokazane są moje ścieżki. Czerwona w dniu przyjazdu i różowa ostatnia, w trzecim dniu poszukiwań. Czerwone markery to miejsca znalezienia okazów a białe to mniej więcej granice elipsy. Jakby ktoś miał blisko może pojechać i spróbować szczęścia.
• Szósty okaz czyli masa główna!
Dla poprawnej kolejności muszę wspomnieć o okazie nr5 o wadze 35.9g dostał znaleziony przez D. Harries na skraju lasu ale ponieważ szczególnie piękny nie jest to pomińmy go w opisie.
Dwóch facetów szukało do upadłego no i trzeba przyznać, że dali czadu. Najpierw znaleźli dwa małe okazy (#2) 7g oraz (#3) 19g na polach w środku elipsy. Później musieli się przenieść do lasu gdzie miała spaść masa główna oraz jakieś większe fragmenty. Teren tam jest dość trudny, dużo liści, trawy no i oczywiście drzewa i krzaki. Szukałem tam przez kilka godzin ale szczerze mówiąc większe szanse ma się na płaskich polach niż w chaszczach. Jednak jak to mówią, wytrwałość popłaca co tych dwóch poszukiwaczy udowodniło nader dobitnie. Wolę nie wiedzieć ile tygodni chodzili po elipsie żeby dopaść okaz nr6 ale z pewnością zajęło im to bardzo dużo czasu.
Okaz Stubenberg #6 jest fantastyczny. Każdy kto szukał na elipsie tego spadku marzył o takim znalezisku. Duży, kompletny meteoryt z regmagliptami, pierwotną i wtórną skorupą obtopieniową. Muszę powiedzieć, że znalezienie go graniczyło z cudem, a jednak, cuda się zdarzają. Znalezienie nie byłoby możliwe gdyby nie perfekcyjnie, jak widać, wyliczona elipsa spadku przez zespół czeskich naukowców z Pavlem Spurnym na czele. To dzięki nim poszukiwacze wiedzieli jaki teren należy przeszukiwać.
Ale wróćmy do okazu. Nie dość że sam meteoryt był wbity w ziemię pośród suchych bukowych liści, to jeszcze leżała na nim świerkowa gałązka prawdopodobnie urwana przez sam meteoryt. Wydaje się to nieprawdopodobne ale wszystko na to wskazuje, że tak właśnie było. Sama się nie urwała. Jak oni to wypatrzyli, nie mam bladego pojęcia. Chyba że po prostu akurat zajrzeli pod gałązkę czy nie kryje się pod nią duży meteoryt. Jakieś szaleństwo.
Jak można zauważyć, to nie jest kompletny okaz tylko fragment. Ten meteoryt został oderwany od jeszcze większej całości, obtopił się i dopiero potem spadł. Widać to dokładnie na zdjęciach po prawej stronie. Z lewej okaz jest gładki i pokryty regmagliptami, natomiast po prawej jest chropowaty i nierówny. Z tej strony mamy do czynienia z wtórną skorupą obtopieniową powstałą w wyniku fragmentacji przelatującego meteoru. Ten okaz oderwał się i jeszcze zdążył się obtopić, ale już nie na tyle aby tą oderwaną powierzchnię wygładzić i pokryć regmagliptami. Dzięki temu wiemy, że tam gdzieś w liściach leży jeszcze co najmniej jeden duży okaz, najpewniej jeszcze większy niż ten. Tak więc wygląda na to że to jeszcze nie koniec opowieści…
Ciekawy jest także amatorski filmik na którym widać Pavla Spurnego który po raz pierwszy widzi okaz meteorytu Stubenberg który został odnaleziony dzięki jego wyliczeniom.
Wygląda na to, że okazów może być więcej o czym chętnie napiszę.
Kilka interesujących linków do przejrzenia:
https://karmaka.de/?p=8021
https://meteor.asu.cas.cz/Stubenberg/
Skomentuj